infolinia czynna codziennie

+48 505 199 095
  zamknij    ×

ZADZWOŃ
505 199 095

Nie chcemy być dla Ciebie anonimowi!
Cechuje nas empatia i indywidualne podejście do każdego.
Rozmowa z Tobą będzie miała charakter poufny

WYŚLIJ SMS
505 199 095

np. Agnieszka, 35, wyższe, Poznań, po 18.
Oddzwonimy. Udzielimy pełnych informacji, odpowiemy na każde pytanie.
Cechuje nas empatia indywidualne podejście do każdego.
Rozmowa z Tobą będzie miała charakter poufny.

powrót do listy poprzednia następna
Cudowny stan zakochania, czy to już miłość...

Cudowny stan zakochania, czy to już miłość...30/08/2018

Zapraszamy do lektury zapisu rozmowy, której konkluzje mogą dostarczyć wszystkim zakochanym i poszukującym miłości materiału do rozważań. Opowiada o tym Józef Przemieniecki - doradca , trener rozwoju osobistego i relacji między ludzkich, w tym relacji małżeńskich, z ponad 25 - letnim doświadczeniem. Auto wielu książek i artykułów z tej tematyki,  między innymi poradnika "Małżeństwo nie musi być loterią", konsultant merytoryczny Duet Centrum


Stan zakochania – choć bezsprzecznie to stan cudowny – nie trwa zbyt długo, prawda?

J.Przemienicki:

- Tak, według różnych badań maksymalnie są to dwa lata. Wspaniały czas motyli w brzuchu, myśli zdominowanych potrzebą bliskości, dotyku, przytulenia, jest ogromna tęsknota, gdy tylko ta druga osoba znika nam z oczu. Powszechnie mówi się, że osoba zakochana patrzy przez różowe okulary.

Czyli widzi tylko pozytywne strony. Będąc zakochanym nie jesteśmy w stanie obiektywnie ocenić naszego partnera, dostrzec jego wad, tych, które mogą negatywnie wpływać na związek w przyszłości. Da się tego uniknąć?

- Nie. Nie da się. Powinniśmy w tym miejscu zdeprecjonować ten stan zakochania. My w nim świadomie nie bierzemy udziału, on się pojawia sam, to jest natura. Patrząc na to globalnie – są w naturze pewne procesy, których celem m.in. jest zachowanie gatunku, ja wiem, że to brzmi bardzo brutalnie, ale taka jest rzeczywistość. No więc aby ten gatunek przetrwał, to musi się stworzyć, coś co nas powiąże, aby w dalszej kolejności – na skutek naszej bliskości – gatunek ludzki trwał.  Ale kiedy ten stan zakochania mija – to nagle budzimy się i patrzymy na tę drugą połówkę, dziwiąc się i zadając sobie w duchu pytanie: to ty czy nie ty… Dopiero wtedy bowiem obnażają się nasze prawdziwe umiejętności kochania. A stan zakochania to nie jest stan, od którego można by tworzyć wzorzec, powinno się obniżyć jego rangę.

Przychodzi więc czas na miłość, to już nie są motyle w brzuchu, tylko solidna praca?

- Prawdziwa miłość jest określoną postawą, to nie jest tylko uczucie. Ludziom się wydaje, że miłość to jest kwestia obiektu. Jak z tym malarzem, który nie namalował nic wspaniałego, ale wciąż powtarza, że jak znajdzie właściwy obiekt, to dopiero stworzy obraz! Ale miłość to kwestia umiejętności. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że trzeba mieć odpowiednie predyspozycje, aby prawdziwie kochać. Umiejętność kochania ma w sobie oczywiście każdy człowiek, ten potencjał miłości, ale nie każdy potrafi go rozwinąć.

Odnalezienie go w sobie jest nam niezbędne do budowania trwałego związku?

- Budowanie trwałej relacji to rozwijanie umiejętności kochania. Każdy może ją rozwinąć, bo każdy ją w sobie ma. To nie jest tak, jak z grą na pianinie, że jest tylko dla utalentowanych wybrańców.

Pytania od męskiej części redakcji - dlaczego kobiety nie są konsekwentne, dlaczego mówią: domyśl się i co to znaczy?

- Bardzo ciekawe pytania. Ale ja bym to ujął tak: skąd się biorą takie pytania, za każdym pytaniem kryje się jakaś intencja. Czy chodzi o to, że nie domyślają się tego, czego one chcą? Nie odpowiadają na ich oczekiwania? Nie rozumieją ich?

Kiedy wchodzimy w relację uruchamiają się w mózgu trzy struktury, dzisiaj przy tak rozwiniętych możliwościach techniki badawczej, wszystko można odczytać, zobaczyć. Jedna struktura jest odpowiedzialna za popęd seksualny, druga potrzeba miłości, trzecia struktura jest odpowiedzialna za miłość bezwarunkową, taką, jaką odczuwa matka do dziecka, kocham, bo jesteś. Uosabia ją ten pierwiastek czystej miłości, o którym mówiłem, który jest w każdym z nas.

Nie ma więc przeszkód, aby kobietę i mężczyznę połączyła taka miłość bezwarunkowa, aby właśnie to do siebie czuli nawzajem?

- Oczywiście, ale bez pracy się nie da, nie ma na to szans.

Ze stanu zakochania nie możemy przejść od razu w tę fazę?Nie, absolutnie. Właściwie to sens życia polega na tym, aby odkrywać ten czysty pierwiastek miłości. Kiedy już dana osoba go w sobie odkryje i zacznie rozwijać, to nie dość, że potrafi pokochać bezwarunkowo, to jeszcze jak on na tę osobę wpłynie pozytywnie! Człowiek umie wtedy bez trudu dostrzec swoje mocne strony, podejść do siebie ze zrozumieniem, z szacunkiem. Rzeczywistość, która go otacza zaczyna inaczej wyglądać. Po drugiej stronie zostaje lęk, obawa, które zawężają perspektywę widzenia i czucia. Powiem jako ciekawostkę, że ten podział, bardzo wyraźny, który mamy na świecie, w społeczeństwie, Stany Zjednoczone są podzielone, Europa Zachodnia jest podzielona, ma swoich przywódców po jednej i po drugiej stronie, wynika z faktu, że jedni są bliżej, a drudzy dalej od tej czystej miłości. Jeżeli człowiek ma ten pierwiastek uruchomiony – to jest otwarty na współpracę., z łatwością może koncentrować się pozytywnych aspektach drugiej osoby niż negatywnych. Jeśli nie – to patrzy przez pryzmat lęku.

Co zatem należy zrobić, aby ten pierwiastek czystej miłości uaktywnić?

Jest to cały proces. Przede wszystkim trzeba posiadać najważniejszą i niezbędną cechę – otwartość. Osoba, która nie jest otwarta mówi do drugiej: musisz mnie kochać, akceptować takiego, jaki jestem. Cechą otwartości zaś jest to, że człowiek uwagę potrafię skierować również na siebie, przyjąć do wiadomości to, co ktoś mu mówi i zastanowić się nad tymi słowami, przyjrzeć się sobie, zweryfikować to. Obejrzeć swoje oprogramowanie, a nie tylko partnera czy partnerki. Na szczycie cechy otwartości dana osoba jest bardziej zainteresowana przyglądaniem się sobie, a nie swojemu partnerowi, ponieważ wie, że jeśli otworzy się na siebie, to będzie bardziej skuteczny we wpływaniu na swoją druga połowę, zdobędzie większe umiejętności, kompetencje społeczne. Co już będzie miało przełożenie nie tylko w relacji damsko-męskiej, ale także w życiu zawodowym.

Czyli – może banalnie – pracę zaczynamy od siebie.

Oczywiście. Stwierdzenie to liczy sobie tysiące lat! Ponad dwa i pół tysiące lat temu mówił o tym Budda. Jezus w swoich naukach również mówił o tym wielokrotnie. Wystarczy wziąć do ręki Biblię, która mówi o miłości rozlanej w naszych sercach, albo Katechizm Kościoła Katolickiego, który mówi słuchaj głosu swojego serca, tam masz wszystko, poddaj się temu, a twoje życie będzie zupełnie inaczej wyglądało, nie kombinuj, nie wymyślaj życia, tylko oddaj się głosowi swego serca. To stamtąd płynie do nas wiarygodna informacja dotycząca wyboru życiowego partnera, jak również informacja o ważnych dla nas decyzjach i wyborach. O potrzebie otwarcia się na siebie wiele mówi psychologia upatrując w takiej postawie wysoki poziom dojrzałości człowieka.

Uświadomienie sobie tego nie jest chyba łatwym procesem

Potrzebowałem na to trochę czasu. Kiedy pewnego ranka zobaczyłem piękną pajęczynę, która zaskoczyła mnie swoim niemalże idealnym kształtem. Wówczas przyszło mi do głowy pytanie skąd ten pająk wiedział, żeby właśnie tak ją zrobić. Skąd on wiedział jak zachować te idealne proporcje, taką spójność i harmonie jej obrazu? Zapytałem siebie: czy on to wymyślił? No nie. Ta umiejętność jest w nim. Skoro on ma ją w sobie, to ja będąc elementem tej samej natury, również powinienem mieć w sobie umiejętność budowania własnego życia. Czyli wystarczy, abym tę szczególną umiejętność w sobie odkrył i moje życie będzie również tak harmonijne jak ta pajęczyna. Wtedy będę podejmował decyzje, które powinien podjąć, będę wchodził w relacje, które są dla mnie najlepsze. Zawodowo również wejdę w sferę, która jest dla niego optymalną. Tylko trzeba przestać wymyślać! Przestać się bać. Trzeba uwierzyć w ten potencjał. Doktryna Kościoła Katolickiego mówi o planie jaki Bóg ma wobec nas, planie, którego odkrycie zależy od nas. A kiedy go odkryjemy, to wówczas życie, i to w każdym zakresie (m.in. w finansach, relacjach) będzie tak harmonijne i spójne, jak pajęczyna, którą zobaczyłem pewnego ranka. Psychologia stan w jakim wówczas znajduje się człowiek nazywa „stanem flow”.

 Wróćmy jeszcze do relacji, związek widziany z perspektywy jej i jego, to są jakby dwa różne światy, prawda?

Oczywiście. Współczesna psychologia w swoich badaniach w pełni potwierdza to, o czym mówią od wieków filozofowie, myśliciele, że największym problemem ludzi jest to, iż nie widzą świata takim, jaki on rzeczywiście jest. Inny świat widziany jest przez pryzmat lęku, a inaczej go widzimy będąc pod wpływem miłości. Każdy z nas przeżywa stan obniżonego nastroju. Wówczas jak inaczej postrzegamy nasze życie w stosunku do tego, kiedy czuliśmy się dobrze. Klasycznym przykładem jak mocno może być wykrzywiony obraz świata jest ten jaki widzi go osoba będąca w depresji. Jej lęk jest na wyjątkowo wysokim poziomie. Im więcej mamy w sobie uaktywnionej miłości, tym widzimy świat bardziej zobiektywizowany, czyli taki jaki jest w rzeczywistości.

Dwie osoby będące w związku często różnią się poziomem uaktywnionej miłości, co sprawia, że widzą różnie świat ( w tym innych ludzi), różnie go oceniają. Kiedy prowadzę wywiad z parą, która zgłosiła się do mnie po wsparcie, to niekiedy odnoszę wrażenie, że żyją oni w dwóch różnych światach.     To dlatego jedna ze stron związku powołując się na to co widzi, może powiedzieć: „ty mnie nie kochasz”, gdy tymczasem druga strona może być tym stwierdzeniem bardzo zaskoczona, nie rozumiejąc w ogóle tego zarzutu.

Jak to naprostować?

Powinniśmy dążyć do ujednolicenia obrazu świata jaki postrzegamy.

Jak tego dokonać?

W obliczu tego, co powiedziałem wcześniej, odpowiedź jest jednoznaczna: uaktywniajmy w sobie miłość. Nie jest to proces łatwy, ale możliwy. Żałuję, że w procesie edukacji nie uczono nas jak to robić. Jest jednak dziś dostępna odpowiednia literatura, do tego można skorzystać ze wsparcia tych, którzy mają w tym zakresie doświadczenie, lub zawodowo zajmują się procesem uaktywniania miłości. Ważne tu jest, aby uwierzyć, iż ta miłość, jest w nas, że z niej bierze swoje źródło tak potrzebna w życiu moc, że sięgając w głąb nas samych usłyszymy również ten wewnętrzny głos, który wprowadzi nas na najlepszą dla nas drogę. Ważne jest, aby zdać sobie z tego sprawę, że nasza atrakcyjność partnerska, umiejętność rozwiązywania konfliktów, wprost zależy od tego  jak bardzo aktywna jest nasza miłość. Powinniśmy również wiedzieć, że każdy (!) kryzys i problem, to wezwanie do pracy nad sobą, nad uaktywnianiem miłości. To w ten sposób Bóg, dla niektórych natura, daje nam znać: skieruj uwagę na siebie, nie szukaj szczęścia na zewnątrz. Kiedy idziemy do lekarz? Kiedy coś nam dolega, coś nas boli. Kryzys jest informacją dla nas, że coś ze sobą trzeba zrobić.

Ale kiedy w związku wydarzy się coś więcej, kiedy ten kryzys spowodowany jest zdradą?

Zdrada jak każdy poważny problem „może zabić, albo wzmocnić”. Znam związki, gdzie zdrada spowodowała ich rozpad, i znam również takie, gdzie to samo wydarzenie wzmocniło związek w ten sposób, iż w wyniku tego poważnego kryzysu oboje rozpoczęli intensywną pracę nad sobą. Osobiście kierowałem przemianami w takich związkach. Wszystko zależy od tego na ile oboje partnerów otwarci są na pracę nad samym sobą. Jest ona potrzebna zarówno osobie, która zdradziła, jak i tej zdradzonej. Otwartość na wewnętrzne przemiany uaktywnia miłość, ta z kolei sprawia, że taki człowiek zaczyna odczuwać coraz większą osobistą moc, większe poczucie własnej wartości. Jedna z moich klientek powiedziała mi, że podziękowała mężowi za to, że trzy lata temu zdradził ją (autentyczne). Ten poważny i bardzo bolesny kryzys, w połączeniu z jej otwartością na wewnętrzne przemiany sprawił, że stała się dojrzałą osobą, z poczuciem własnej wartości, z odkrytą w sobie radością życia i poczuciem szczęścia. Do dziś jest w związku ze swoim mężem, który również w sobie dokonał bardzo poważnych przemian.

 Nie jest pan zdania, że jeśli ktoś raz zdradził, a zostało mu to wybaczone, to ma już gdzieś z tyłu głowy przyzwolenie i zrobi to znowu?

To zależy. Jeżeli ktoś ma w sobie taki dynamizm rozwojowy, tę otwartość, o której mówiłem, to dla niego ta zdrada i to, przez co razem z drugą osobą przeszli, przeżyli przez to wydarzenie, jest sygnałem do pracy nad sobą. Niektórzy po takim wstrząsie budują relację i stają się szczęśliwi.

Dlaczego tak wiele związków małżeńskich młodych ludzi dziś kończy się rozwodem? Kiedyś tak nie było.

Presja społeczna, Kościół – to były te elementy, które spajały związek. Jakość wielu z tych małżeństw jednak nie była wcale idealna. Dzisiaj młodzi ludzie wyzwolili się spod tej presji. Przybiera to absurdalne formy. Coś jest nie tak, jakiś drobiazg nie pasuje, nie tak się uśmiechnęła, nie tak coś powiedział, nie pasuje mi to, pakuję walizki i wychodzę, szukam dalej. A tymczasem tu trzeba refleksji – to może ja, może ze mną coś jest nie tak. Niekiedy proponuję parom – zawieście swój związek na chwilę, zajmijcie się sobą, każdy z osobna, ja wam w tym pomogę. Kiedy łykną już bakcyla wewnętrznego rozwoju, relacja zaczyna się niemalże sama układać, bo jej treścią staje się miłość, którą każdy w sobie odkrywa. Budując siebie samych, budują jednocześnie własne relacje, które przybierają formę „płomiennej przyjaźni”.

Skąd mamy mieć pewność, że odkryliśmy w sobie tę czystą miłość, że już wszystko nam się będzie układać?

Mała korekta do pani pytania: nie „odkryliśmy”, tylko „odkrywamy”. Jest to stały proces, który tak naprawdę stanowi esencję naszego życia. Od wieków mówią o tym filozofowie, mówi o tym m.in. wiara katolicka. Kiedy w wyniku procesu wewnętrznych przemian, odkrywamy w nas (uaktywniamy) tę prawdziwą miłość, wówczas odczuwamy coraz więcej spokoju, poczucia bezpieczeństwa, pojawia się coraz więcej bezwarunkowego poczucie radości. W świecie zewnętrznym zaczynają się pojawiać pozytywne rzeczy, stajemy się coraz bardziej skuteczni w naszych działaniach, ponadto jesteśmy coraz bardziej życzliwi dla innych, a jednocześnie stajemy się asertywni wobec złości i agresji innych. Po prostu zaczynamy „płynąć” przez życie.

Gdyby ludzie odkrywali tę miłość w sobie to związki mogłyby trwać „na zawsze”, nie byłoby rozstań?

Tak, absolutnie tak. Uważam, że gdybyśmy mieli wiedzę o tym, o czym tu mówimy, no może w nieco szerszym zakresie, powiedzmy w wieku 20 lat, to jak inaczej budowalibyśmy związki. Nie nadawalibyśmy tak znaczącej rangi stanowi zakochania, a trwałość i szczęście związku widzielibyśmy przede wszystkim w tym na ile potrafimy odkryć naszą miłość własną. Wówczas zapewne wspieralibyśmy siebie nawzajem w odkrywaniu tej miłości, a widząc tego pozytywne efekty stawalibyśmy się dla siebie coraz bliżsi. Moim marzeniem jest stworzenie systemu edukacji, który  przekazywałby niezbędną wiedzę, a jednocześnie uczył jak praktycznie uaktywniać swoją miłość.

Co jeszcze zagraża trwałej relacji? Zazdrość, zaborczość?

Zazdrość i zaborczość o którą tu pani pyta jest wynikiem wysokiej potrzeby miłości, o której wspominałem na początku naszej rozmowy. Potrzeba miłości przejawia się potrzebą bliskości, ciepła, wsparcia, zauważenia, docenienia. Kiedy jej poziom jest wysoki wówczas wysokie są również oczekiwania w stosunku do partnera/partnerki. Niekiedy potrzeba miłości jest tak duża, iż niemożliwe jest jej zaspokojenie. Wówczas pojawiają się pretensję o za małą ilość telefonów podczas pracy, za brak kwiatów, za zbyt szczery uśmiech do sąsiadki/sąsiada, albo za brak zainteresowania podczas spotkania towarzyskiego. Kreatywność w formułowaniu uwag potrafi być zaskakująca. Spełnienie oczekiwania daje tylko krótkotrwały efekt stanowiąc coś na wzór „tabletki przeciwbólowej” na zawyżoną potrzebę miłości.

To polega na tym, że koniecznie trzeba kogoś kochać - czy chce się być kochanym?

Kiedy osoba z zawyżoną potrzebą miłości mówi „kocham cię” oznacza to nic innego jak pytanie „czy zaspokoisz moją potrzebę miłości?”. Osoby takie często twierdzą, że bardzo kochają swojego partnera, że są mu całkowicie oddane, i że nie wyobrażają sobie życie bez niego. Gdy tymczasem tak naprawdę to w swoim partnerze widzą źródło miłości, to on ma ją dawać. W ten sposób partner staje źródłem szczęścia, radości życia, poczucia spełnienia, bezpieczeństwa, które daje miłość. Jeżeli  osoba z wysoką potrzebą miłości, z wysokimi oczekiwaniami wobec partnera, nie skieruje uwagi na siebie, nie podejmie trudu uaktywniania własnej miłości, to sugerowałbym rozważenie zerwania takich relacji, gdyż z czasem stają się one coraz bardziej destrukcyjne.

Jakaś rada na koniec?

Fundamentalne przykazanie naszej religii mówi o miłości do bliźniego. Jest to niezmiernie ważne przykazanie – przesłanie. Kiedy w relacjach z innymi kierujemy się szacunkiem, życzliwością, kiedy wspieramy innych w chwilach gdy tego potrzebują, wówczas uaktywnia się nasza miłość. Kiedy do tego prowadzimy jednocześnie proces wewnętrznych przemian oparty na autorefleksji, wówczas bez trudu dostrzeżemy efekt działania uaktywnionej naszej miłości zarówno w relacjach z innymi, jak również w pozostałych aspektach naszego życia. Warto nadać temu procesowi rangę największego priorytetu.

powrót do listy poprzednia następna
Duet Prestige Ekskluzywnie dla wymagających

Na życzenie przyjeżdzamy do klienta