infolinia czynna codziennie

+48 505 199 095
  zamknij    ×

ZADZWOŃ
505 199 095

Nie chcemy być dla Ciebie anonimowi!
Cechuje nas empatia i indywidualne podejście do każdego.
Rozmowa z Tobą będzie miała charakter poufny

WYŚLIJ SMS
505 199 095

np. Agnieszka, 35, wyższe, Poznań, po 18.
Oddzwonimy. Udzielimy pełnych informacji, odpowiemy na każde pytanie.
Cechuje nas empatia indywidualne podejście do każdego.
Rozmowa z Tobą będzie miała charakter poufny.

powrót do listy poprzednia następna
Tinder - miłość jak fast food

Tinder - miłość jak fast food02/05/2019

Zachęcamy Państwa do przeczytania poniższego artykułu, który kilka dni temu ukazał się na łamach onet.pl.

Trochę zabawny, może trochę przerysowany, ale też - w dużej mierze - prawdziwy i bardzo smutny.

Komentarz z pewnością pozostaje zbędny..... Często Klienci pytają nas: Czym Duet Centrum różni się od portali randkowych? Po przeczytaniu tego artykulu możemy odpowiedzieć: "wszystkim".

Znów mam Tindera w telefonie, ale tym razem napisałam:

Jestem poliamorystką, godzę się na wszystko. Dwubiegunówka, depresja, bulimia, paranoja, nimfomania, narcyzm. Weganizm, rower, joga. Podnieca mnie niemiecki heavy metal, czarne koronki i chaos. Wiem, że i tak cię nie odstraszę, bo fajny mam biust. Niezły opis? Nawet nie mój. Skopiowałam – Majka pokazuje mi smartfon.

 126 wypitych kaw, 37 sushi, 92 razy seks, który brałam za miłość. Siedmiu facetów. I tylko 17 orgazmów. Przez pół roku. Takie było moje pierwsze podejście do Tindera – mówi Majka.

*- Poszukiwanie miłości jest trochę jak poszukiwanie złota na Dzikim Zachodzie. Myślisz, że jesteś tuż, tuż, a trafiasz na żwir i muł w strumieniu facetów przelewających się przez twoje ręce i uda – mówi.

Setki wiadomości. Setki od mężczyzn, siedem od lesbijek, dwa od małżeństw, które chcą ją do trójkąta. Piszą do niej inteligentni i głupi, o wzroście metr 150 i 217, seryjni monogamiści, weganie, witarianie, niespełnieni artyści i niespełnieni w małżeństwie, dzieci (15-latek chyba pod to podchodzi).

- Moje powodzenie mnie obezwładniło – wspomina.

- Wkurza mnie ta Meghan, wiecznie trzymająca się za brzuch, jakby dziecko miało jej wypaść przez pępek. Kontestatorka dworskiej etykiety, a jednak uwinęła się z ciążą błyskawicznie. Bo dwór królewski czekał na potomka - mówi Majka. Jej małżeństwo rozpadło się w dwa lata, bo tyle jej mąż i teściowa byli w stanie czekać aż urodzi dziecko. - Nie mam nic dramatycznego do dodania: żadnych zdrad, żadnych poronień. Łykałam tabletki antykoncepcyjne w tajemnicy przed mężem – opowiada. Po chwili dodaje, że jednak przyplątała się zdrada.

Pół roku po rozwodzie była gotowa na nową miłość. Tylko, że wtedy nastąpił rok samotności. - Rok czekania, aż spotkam fajnego faceta. Ale w pubie, kinie, metrze, parku, samolocie, na siłowni, trafiałam tylko facetów gapiących się w smartfon.

- Oni wszyscy są na Tinderze – usłyszała od kogoś.

- Wtedy pierwszy raz się zalogowałam – wspomina.

Trzy zdjęcia z Facebooka wrzuca na profil. I krótki opis:

„Idealny facet? „Inteligentny jak Einstein, uwodzicielski jak Don Juan i wierny jak pies”.

Dostaje pierwszą wiadomość: „Jesteś suką? :)”

Druga wiadomość: „Takie paniusie z Warszawy wciągam nosem na śniadanie”.

Trzecia wiadomość. Facet za cały opis ma:

„Dyskretny urok Aspargera”.

- Rozbawił mnie, wysłałam oczko. Odpisał:

„Celem poznania proponuję najpierw seks, potem kawę”.

- To co, spotkanie? - zagadnęłam. Odpisał:

„Rzadko miewam wolny czas, ale może się odezwę. Jeśli jeszcze tu będę. Życióweczka. A w ogóle czytałaś mój opis?”

- Tak. Ale nie brałam go na serio :) - odpisałam.

- „A może warto było, bo pisałem na poważnie”.

Po czym mnie skasował.

Czwarta wiadomość. „Fajny profil. Inny”. Zapytałam o co chodzi. „Zmęczył mnie sposób prezentacji kobiet tutaj. Typowy? Za przeproszeniem: selfie z kibla z zoomem na cycki. Jesteś inna, nie wystawiasz się na tym straganie, jak kawałek mięsa”.

- Skype, szybko powiedzieliśmy sobie wszystko. Widział, że wolę espresso od latte, ja, że on miał wycięty wyrostek. I że ojciec chciał, by - jak on - został lekarzem. A on wybrał archeologię. Myślałam, że spotkałam swojego Indianę Jonesa. Tak genialnie opowiadał. Do spotkania w realu doszło po trzech dniach. Do łóżka poszliśmy na piątej randce, pojechaliśmy do niego. Było cudownie. Czułam, że to początek czegoś poważnego, gdy tuliłam się do niego. Wtedy się odsunął. Usłyszałam:

- Wolałbym, żebyś już poszła. Chciałbym się wyspać, a nie śpię dobrze z obcą osobą w łóżku. Zamówić ci Ubera?

- Nie, dzięki. Mam w telefonie – powiedziałam. Byłam w szoku. - Muszę wysuszyć głowę – dodałam.

- Nie mam suszarki – powiedział odprowadzając mnie do drzwi.

Potem było 40 minut. Czekania na chodniku. Ukrainiec słabo znał miasto, pojechał na Mokotów zamiast na Bielany.

- Swapowanie jest proste – tłumaczy Majka. - Ustawiasz widełki: wiek, odległość w km. Wyświetlają się faceci. Przesuwasz palcem w lewo, jeśli typ cię nie interesuje. I już nie ma szansy do ciebie zagadać. To bardzo ułatwia sprawę. Przesuwasz w prawo, jeśli jesteś zainteresowana. Ja swapowałam głównie w lewo – opowiada.

- Możesz myśleć, że to jak wyrzucanie facetów do kubła. Ale to ułatwia sprawę. Nie tracę czasu na przedzieranie się przez przydługie opisy, algorytmy, wirtualne testy doboru partnera. W ułamku sekundy „skanuję” zdjęcie i wiem, czy ktoś nadaje się do łóżka. Nie potrzeba do tego wypełniania testu skonstruowanego przez psychologa. Odpowiadania na pytania, czy lubię kuchnię tajską, wino białe czy czerwone, czy jetem eko, jestem mniej czy bardziej introwertyczna. Ale to było właśnie to czwarte podejście do Tindera. Cyniczne. To wtedy napisałam:

„Jestem poliamorystką, godzę się na wszystko. Dwubiegunówka, depresja, bulimia, paranoja, nimfomania, narcyzm. Weganizm, rower, joga. Podnieca mnie niemiecki heavy metal, czarne koronki i chaos. Wiem, że i tak cię nie odstraszę, bo fajny mam biust”.

A te trzy pozostałe podejścia? Pierwsze to był ten archeolog. Potem informatyk i doktorant na jednym ze niemieckich uniwersytetów. Myślałam, że znalazłam miłość.

Pierwsze podejście do miłości trwało osiem miesięcy. Codzienne wspólne kolacje. On świetnie gotował, tortilli lepszej nigdy nie jadłam. El Popo i KwestiaSmaku mogliby się od niego uczyć. Znał się na winach. Naprawdę się znał. To nie było tak, jak z większością facetów w Walentynki. Ten dzień, gdy klasa średnia bawi się w koneserów wina. Wiesz, ten rytuał: kelner nalewa wino, a kolejny narzeczony, albo już mąż z namaszczeniem wdycha opary nad kieliszkiem, udając sommeliera docenia bukiet. Choć od trzech lat, co roku, z urlopu w Toskanii przywozi pełen bagażnik tego samego wina.

Weekendy w Sopocie i Lizbonie. W łóżku na zmianę seks i oglądanie seriali na Netflixie – opowiada Majka. Tym razem ona zaczęła fantazjować o dziecku. - Raz coś wspomniałam. Wtedy mnie rzucił.

„Było nam dobrze, ale po prostu nasza znajomość nie przerodziła się w związek" – odpisał, gdy dwa dni później próbowała docisnąć go na Messengerze.

- Ghosting. Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam, że faceci znikają ot tak. W ciągu kolejnych dwóch miesięcy zrobiło mi to jeszcze kilkunastu. Połowa, jeszcze zanim doszło do spotkania w realu – opowiada Majka. - Kilka takich razy i czujesz się, jak najbrzydsza, najbardziej beznadziejna kobieta na świecie. Godzinami analizowałam ostatnią wysłaną wiadomość, ostatnią rozmowę, ostatni seks. Czy coś napisałam, powiedziałam nie tak. Czy byłam kiepska w łóżku?

Przeglądając „Vanity Fair” trafia na reportaż o amerykańskim Tinderze.

- Faceci mówili, że umawiają trzy randki na wieczór. Jak na żywo się okaże, że dziewczyna wygląda gorzej, zawsze jest zarezerwowana kolejna. I że rywalizują ze sobą, ale tak dla jaj, kto spał z gorętszą laską. „Fajnie jest z tą apką, że możesz pogadać równocześnie z dwiema, trzema przy barze i wybrać tę najfajniejszą” - mówił facet pracujący w banku. I że ma Tindera od niedawna, spał dopiero z pięcioma Tindarellas. Na pytanie, czy je oszukuje, odpowiedział, że wystarczy zobaczyć „Wilka z Wall Street”, by nie mieć złudzeń, o co chodzi – opowiada Majka.

- Dziewczyny spodziewają się jednak czegoś więcej, chcą, żebym się angażował. A ja chcę je tylko zaliczyć. Nie chce mi się starać. I nie muszę. Zresztą zawsze uprzedzam, że nie szukam niczego na serio. Możemy się przespać, być przyjaciółmi. A one dopytują, czy wykluczam coś więcej. Mówię, że zobaczymy, co się zdarzy. Potrafią miesiącami liczyć na to, że seks przerodzi się w miłość – dodał.

- Jeszcze była jakaś pani socjolog. Mówiła, że Tinder to największa rewolucja w dziejach od paleolitu i mezolitu. Z łowców staliśmy się rolnikami. Musieliśmy zakładać rodziny, by przetrwać. Ludzie poznawali się przez znajomych, przyjaciół, rodzinę. Internet to wszystko ominął, jak bajpasy.

Młode kobiety narzekają, że to faceci decydują czy coś jest poważne czy nie. A one czują się jak pizza na telefon. Ale zaczynają to aprobować. Chcą, czy nie, muszą się dostosować.

W pamiętniku pod datą 14.01.2019 napisała: „Umiera Adamowicz. - „Jest nam dziś bardzo ciężko, ale chcę właśnie teraz podziękować Bogu, że krzyżował nasze drogi, że miałam cudownego męża i wspaniałego ojca naszych córek. W maju mieliśmy mieć dwudziestą rocznicę ślubu” – powiedziała wdowa na pogrzebie.

Czy ja spędzę z kimś choć dwa lata? Ja już nie marzę o dwudziestu”.

* W którąś sobotę jak zwykle kupiłam „Wysokie Obcasy”. W środku akcja: „Rozwód wystarczająco dobry”. Pomyślałam, że te lewackie dziunie nic nie wiedzą. Nie ma wystarczająco dobrego rozwodu. Rozwód zawsze jest do dupy. Szkoda, że wcześniej o tym nie wiedziałam – mówi.

Doktorant? „Zdechłbym, nie wiedząc czym jest miłość” - powtarzał. Przylatywał na każdy weekend, codziennie godzinami rozmawialiśmy przez Skypa. Za pół roku miał obronić doktorat, potem wrócić do Warszawy. Kupił mieszkanie na Żoliborzu. Razem chodziliśmy na spotkania z deweloperami.

Aż zaczął coraz rzadziej odpisywać na smsy. Nie dzwonił już co wieczór. Jeszcze nie mogłam uwierzyć, że to koniec. Szukałam pretekstu do kontaktu. On oddzwaniał, nagle zaczął być sceptyczny: „Mówiłaś, że to nie wyjdzie, że ta odległość to zabije. Pewnie masz rację”. Starałam się być bardziej czuła. Tłumaczyłam, że mówiłam tak na początku, że od dawna tak nie mówię. W desperacji przyznałam się, że grałam niedostępną. I że za wcześnie go poznałam. „Dwa tygodnie przed poznaniem Ciebie, skończył się mój związek. Wiesz, to dla kobiety taki czas, że nawet jak Ryan Gosling stanąłby przed nią, powiedziałaby: „przepraszam, tarasuje mi pan drogę”.

Przyleciał znów. Tej nocy nic się nie zdarzyło. Pierwszy raz. „Wykończył mnie lot”. Drugiej nocy, gdy wchodziłam do łóżka, już spał. Obwiniałam się, że za długo szykowałam się w łazience. Nie brałam wtedy tego pod uwagę, że udawał. Nad ranem tuliłam się do niego. Wiercił się, kręcił, wreszcie obudził. Wtedy zaczął się do mnie dobierać.

Na lotnisku był jakiś inny. Nie napisał, że doleciał. Napisałam smsa, którego potem żałowałam: „Musisz wykorzystywać poranną erekcję, żeby się ze mną kochać?” Przeczytałam milion tekstów, co robić, gdy on ma problemy z libido. I milion razy go przepraszałam. Wtedy przyszedł ten mail:

„Trudno jest pisać o uczuciach... Postaram się nie wdawać w jakieś kosmiczne rozważania na nasz temat… Bo na żywo spędziliśmy niewiele godzin, dni. Wszystko, co na nasz, na Twój temat wiem, zawdzięczam rozmowom telefonicznym, przegadanym wieczorom na wszystkie najważniejsze tematy pod słońcem… Poznaliśmy się na Tinderze... i paradoksalnie zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Stałaś się dla mnie Kimś ważnym w życiu, prawdziwym Przyjacielem, więcej... Kimś prawie z rodziny. Dlaczego tak się stało, nie wiem. Nieraz myślałem, że mam z Tobą siostrzane relacje i choć jesteś piękną kobietą, czując ogrom empatii do Ciebie nie potrafiłem już myśleć seksualnie o Tobie…”

W jego nowym mieszkaniu już nie byłam. Wiem, jak je urządził ze zdjęć z Facebooka. Był na nich z nową kobietą. Nie zaglądałam na jego profil, ale zapomniałam włączyć „przestań obserwować" i pewnego dnia się wyświetliło... Zemdliło mnie…

- Znajomość z nim najbardziej mnie poturbowała. Leżałam skulona na sofie, słuchając Beyonce. Kilka miesięcy zasypiałam tylko po xanaksie - mówi Majka. - Żartowałam, że jestem na diecie Marylin Monroe - psychotropy popijam alkoholem. Nad ranem budziłam się w ubraniu, z winem rozlanym na sofie. Zerkałam na telefon. Zero odebranych połączeń, zero wiadomości na Whatsappie, zero na Messengerze. Z trudem łapałam oddech, bo te ćwiczenia z jogi to ściema.

– Masz kiepską tolerancję na stratę – powiedziała koleżanka, weteranka terapii.

- Tak wylądowałam u psycholożki. - Radziła, bym skasowała Tindera. „Musimy przez przynajmniej pół roku poprzyglądać się pani samotności” - usłyszałam. Na drugą sesję już nie poszłam. Zalogowałam się, by wyklikać nową miłość.

W „Elle” trafiłam na wywiad z dr Cezarym Żechowskim, psychiatrą i psychoterapeutą: „Teoretycznie miłość zmierza ku wytworzeniu więzi partnerskiej: trwały związek, wspólne mieszkanie, planowanie dzieci, bliskość fizyczna i psychiczna. Dziś jednak coraz częściej się to zmienia. Nazwaliśmy to „nie-związkami”. Kobieta i mężczyzna mieszkają razem lub nie, spotykają się, spędzają wspólnie czas, prowadzą życie seksualne, ale mówią, że to tylko pewien układ, że tak naprawdę nie chcą się z sobą wiązać. Praca daje im poczucie bezpieczeństwa. Nierzadko się zdarza, że kobieta chce mieć dzieci, ale nie chce męża. Tym kobietom związki nie dają poczucia bezpieczeństwa”.

I jeszcze to:

„Młode kobiety i mężczyźni mówią, że już wszystko przeżyli. Intensywne doświadczenia seksualne, substancje psychoaktywne, silne emocje doprowadziły do jakiegoś rodzaju wypalenia. Ludzie ci poszukują wciąż nowej, silnej stymulacji: seksu, narkotyków, alkoholu, skoków na bungee, kompulsywnych zakupów, są uzależnieni od internetu, seriali, diety, internetowego seksu. Choć coraz częściej spotykam kobiety, które nawiązały z mężczyzną relację przez internet, ale nie chcą go spotkać na żywo. Czekanie na wiadomość dostarcza ekscytacji. A na żywo czar może prysnąć”.

- To było o mnie: „Są kobiety i mężczyźni, którzy bardzo często się zakochują. Błyskawicznie jest seks, związek, rozstanie i wszystko powtarza się z kolejną osobą. Wygląda to jak promiskuityzm… A takie zachowania mogą być żałobą po utracie partnera, zdradzie, porzuceniu. Kiedy nie udaje się go odzyskać, pojawia się rozpacz, złość, a potem chaotyczne, nieselektywne poszukiwanie kontaktów. Kobieta znieczula się mężczyznami. Znieczula i rani. Ciągle poznaje kogoś, chodzi na randki, wraca z nich rozbita. Wiele czasu spędza na szukaniu partnera, ale to nie prowadzi do stworzenia bezpiecznej relacji, której pragnie”.

- Najgorsze było to: „Prof. Bauman mówi, że droga od sklepu do śmietnika się skróciła. Konsumujemy i wyrzucamy. Także ludzi”.

- Kolejne noce zasypiałam tuląc termofor. Zamykałam oczy, wyobrażałam sobie, że to On. Do twarzy, szyi, piersi, brzucha przytulałam gumowy baniak udając, że to ciepło męskiego ciała. Obudziłam się nad ranem, wciąż kurczowo ściskałam termofor, już zimny. Poczułam się, jakbym trzymała w objęciach trupa. Po pół godzinie powiedziałam sobie, że już dość.

Dziewczyna Jima Carrey'a popełniła samobójstwo po rozstaniu, Marylin Monroe wykończyli bracia Kennedy, Isabel Marcinkiewicz rozwalił Kaz, a Fridę Kahlo dotkliwiej niż wypadek drogowy poturbował Diego Rivera. Czy ja chcę tak skończyć? Nie.

I niczym w kalejdoskopie w jej życiu zmieniali się mężczyźni.

- Smartfon z Tinderem uspokajał mnie wtedy jak smoczek niemowlaka – wspomina.

Kilku młodszych. Jednodniowe strzały. Albo nieplanowany One Night Stand. Kilku młodych. Takich, którzy chcą przelecieć w ciągu tygodnia przynajmniej trzy kobiety, czyli 144 w ciągu roku. Nie stać ich na tyle kaw, nie mówiąc już o kolacji, czy choćby zamówienia do domu Chińczyka z Uber Eats. Zawsze usiłują płacić po połowie.

Kilka zaczepek tego typu:

„Pogotowie seksualne dla pań 18-60, oralnie, analnie i niebanalnie, wybór pałek 17 -22 cm, duże zniżki dla celebrytek i szafiarek, sesje wyjazdowe”.

I jeszcze kilku obcokrajowców w delegacji albo na kontrakcie. Hiszpan. Podryw był romantyczny, żadnych erotycznych podtekstów przed spotkaniem w realu. Jedynie masa komplementów, że „piękna Polka", itp. Banał na maksa, ale cóż, niezmiennie miły. Na żywo gorzej – na pierwszej randce natarczywie próbował namówić mnie na seks. Dotrwaliśmy do drugiej. Prawdziwego mężczyznę podobno poznaje się po tym jak kończy. Nawet jeśli kończy po siedmiu sekundach? Złożyłam to na karb południowego temperamentu. Szukałam dalej. Nie, nie chodziło o te nieszczęsne sekundy, ale o to, że miałam wrażenie, że on się ze mną nie kocha, że tylko masturbuje się w moim ciele…

*

- Chodzisz co chwilę do łóżka z innym facetem, prawie ich nie znasz. Zachowujesz się jak prostytutka – powiedziała jej jedna z przyjaciółek. Na imprezie, była podpita, ale i tak zabolało.

Co odpowiedziała?

„Mówisz to ty, która ze strachu przed porzuceniem tolerowałabyś nawet zdrady męża. Trzaskasz mu steki, w trakcie kolacji wybiegasz do sklepu, bo zabrakło sosu, a on rozczarowanym wzrokiem wodzi po stole. I pilnujesz się, żeby na wannie nie zostawić maszynki do golenia, bo on jest pedantem. Nie lubi jak coś poza żelem pod prysznic leży na wannie. Nie wiem, jak definiujesz słowo „prostytutka", ale chyba wolę być nią niż tobą. Bo czy ktoś słyszał, by taka musiała biegać po słoik pomidorów dla klienta, albo przepraszać, że zostawiła coś na wannie?”.

- Po chwili ją przeprosiłam, bo poczułam, że przegięłam. Rozpłakałam się, powiedziałam: „Anka, ja tylko szukam miłości. Miłości, tylko tyle. Spotykam się z kilkoma naraz, wtedy porzucenie mniej boli”.

Włączyła Spotify. Właśnie zawodził Podsiadło:

„Rozmawia się całkiem nieźle/I podoba nam dotychczas każdy obejrzany film

We mnie/Problem jest na pewno we mnie/Nie doszukuj się go w sobie (...)

Weź mnie znajdź potem. Dziś nie chce popłynąć, bo nie ma fal, nie ma fal, nie ma fal...”

- „Weź mnie znajdź potem”?. Wszystko jasne typie. Kobieta ma cię szukać? - zaczęła „rozmawiać” z komputerem.

- To taki symbol współczesnego dupka. Jak kobieta się do niego zbliży, to zaraz mówi, że nie ma fal, ale że może jej wyrzucić z lodówki przeterminowany serek, sos czy coś… Takie piosenki dostają dziś Fryderyki – mówi.

W pamiętniku napisała:

„Tak, jestem trudna, jestem popaprana, jak każdy. I wciąż mam nadzieję, że jak w filmie Woody Allena, życie zmaczuje mnie z kimś, z kim moje dysfunkcje będę się świetnie uzupełniały”.

Jogging nad Wisłą – to zaczęło mnie uspokajać, bardziej niż Tinder – wspomina. Na uszach słuchawki, w uszach muzyka z „9 i pół tygodnia”, po głowie tłucze się pytanie, czy znajdzie faceta, który będzie karmił ją truskawkami i zlizywał z niej miód? – Może dziś po świecie chodzą tylko tacy, którzy naoglądali się Greya? Popaprańcy, którzy uważają się za mistrzów bondage, a jedyne co mają na koncie, to epizod z dzieciństwa – zamknięcie w klatce swojego chomika.

Tydzień później Majka jedzie metrem do Muranowa na „Narodziny gwiazdy”. - Nie chciało mi się wychodzić z domu. „Zrobię to dla Lady Gagi, dla Bradleya Coopera, ale okazało się, że zrobiłam to dla siebie.

Na kolejnych stacjach zamyślona gapiłam się w okno. Nagle dosiadł się jakiś facet. „Aż tak źle?” - zapytał. Roześmiałam się. Wysiedliśmy na tej samej stacji. Oboje szliśmy na ten sam seans. - Co robisz na majówkę? - zapytał po wyjściu z kina.

Płyniemy z rowerami na Bornholm. On nie wie, co to Tinder. Może tym razem mi się uda.


Źródło: Onet


powrót do listy poprzednia następna
Duet Prestige Ekskluzywnie dla wymagających

Na życzenie przyjeżdzamy do klienta